22.02.2019

dynamiczność pierwsza

Stęskniłam się za Wami 😍
Wstawiam, bo powoli wracam do pisania
Ale tutaj oficjalny powrót w maju
Obecnie układam życie Natalie

🎀

Siedziałem w ostatniej ławce podziwiając dwa T-shirty z odkrytymi plecami, które idealnie podkreślały sylwetki moich przyjaciółek; materiały brązowych bluzek poruszały się z każdym podmuchem wiatru i dopiero, kiedy usłyszałem swoje imię oderwałem wzrok od ich opalonych ciał. Na tablicy znajdowało się przedostatnie równanie; na pozostałe nie zwróciłem nawet uwagi, w zeszycie nie miałem notatki z powtórzeniowej lekcji, a używany podręcznik leżał w plecaku pomiędzy butelką wody, a strojem od wf-u. Pogodziłem się z pierwszą niedostateczną oceną w tym semestrze i biorąc kredę do dłoni ucieszyłem się, że za minutę usłyszę dzwonek, lecz wszystko zostało przerwane przez postać niskiej dziewczyny, która zdejmując kaptur i przeczesując mokre włosy zjawiła się w naszej klasie. W tamtym momencie uratowała mi życie; nie musiałem tłumaczyć się rodzicom z kiepskiej oceny, nie usłyszałem krzyku mojej wychowawczyni, a zostając na przerwie z pozostałą trzydziestką osób poznałem nową koleżanką. Jeszcze tego samego dnia wpadłem na nią i zobaczyłem w jakim pośpiechu chowa paczkę papierosów do kieszeni dżinsowej kurtki porwanej w kilku miejscach; była inna niż pozostałe, nosiła soczewki w dwóch kolorach, tamten rok szkolny zakończyła z zachowaniem poprawnym, a pod koniec zajęć rozpoczęła konflikt z zeszłoroczną królową balu. Bez strachu używała przekleństw przy nauczycielach, wybrała miejsce obok mnie i dowiedziałem się, że zamiast szesnastu lat jest starsza od nas o rok. Bardzo szybko zyskała nowy status i zaczęła być moją najlepszą przyjaciółką; nie przejmowałem się tym, że inne stają się o nią zazdrosne. Wprowadziłem ją jako ostatnią do mojej paczki i wiedziałem, że nikt więcej tutaj nie trafi; była ósmą kobietą, a ja jedynym mężczyzną, który kręcił je wszystkie i nie musiał tego słyszeć, bo widział to w ich spojrzeniach. Następnego dnia przyznała mi się, że szuka bad boya, bo nie zależy jej na romantycznym chłopczyku, który na każdą miesięcznicę będzie jej kupował bukiet kwiatków lub niedrogą bombonierkę. W niespełna trzy tygodnie zdobyła lodowate serce osiemnastolatka pełniącego rolę organizatora najgłośniejszych imprez w całej okolicy; obecnie siwowłosy ciemnooki poderwał ją w nocnym klubie, gdzie wcale nie powinna być i nie unikając kary od rodziców wróciła do domu nad ranem już nie jako zbuntowana singielka, lecz szczęśliwa dziewczyna. Związek wiele nie zmienił; dalej była niegrzeczna, ciągle spędzała czas ze mną i pozostałymi dziewczynami, a kiedy po kolejnym kieliszku wódki zaczęła mnie całować nie przejmowała się tym, że może stracić mężczyznę, o którym marzyła całymi dniami, i nocami. Bez wyrzutów sumienia zaprosiła mnie do siebie; po kilku minutach rozmowy wylądowaliśmy w łóżku i chociaż to dla niej nie był pierwszy raz, to ja nie mogłem powiedzieć tego samego o sobie. Niewyspany wybrałem się do szkoły, rezygnując z zajęć wychowania fizycznego, aby nie pokazywać nikomu moich zadrapań na plecach; gdybym wybrał salę gimnastyczną nie zobaczyłbym jej wtulonej w właściciela sportowego samochodu. Stała w jego kurtce i nie zwróciła na mnie uwagi, a ja od tamtego czasu postanowiłem, że z resztą dziewczyn nie będzie nas łączyła tylko przyjaźń damsko-męska, dlatego wieczorem filtrowałem już z brunetką, której imię zaczynało się na literę E.

-Hej przyjacielu - musnęła moje wargi, gdy odbierałem od barmana colę z lodem. -Wiedziałem, że cię tutaj spotkam -usiadła na moim kolanie i odwinęła gumę o smaku owoców leśnych. -Widziałam również to zazdrosne spojrzenie na parkingu, ale słuchaj ty możesz spać z każdą i ja nie mam też ograniczeń. Z Jakobem żyjemy w wolnym związku, a z tobą łączy mnie prawdziwa przyjaźń. Trzymaj się, do następnego razu. 



Pozostawiając po sobie woń mocnych perfum zostawiła mnie z nadzieją na następną noc; to ona była moją przewodniczką prowadzającą na złą drogę, bo gdyby nie ta mierząca sto pięćdziesiąt dziewięć centymetrów kobieta, to dalej uczęszczałbym na treningi, chodził do szkoły, posłusznie odrabiał lekcje, umówiłbym się w najbliższy wolny dzień na basen czy kręgle z przyjaciółkami i dalej żyłbym ciągłą monotonią. Uświadomiła mi, że nie chcę dalej takiej samej relacji jak przez ostatnie trzy lata; wstąpił we mnie diabeł, a życiowym motto stało się zdanie - już nie widzę ludzi, wszędzie tylko wilki. Wszyscy mieli cel w życiu i aby go spełnić nie grali fair; w tamten wieczór przestałem być grzecznym chłopcem, który kupowałby jej te nietrafione prezenty. Szybko oprzytomniałem i również obrałem swój cel, taki Mount Everest do zdobycia. 

***

Stałem przy sklepowej witrynie; na marmurowym parapecie poustawiane były winyle, które otaczały światełka w kształcie śnieżynek podobnych do tych spadających na zimową kurtkę, czapkę oraz długi szal. Wewnątrz znajdował się tłum; ludzie szukali wybranych płyt, grupka nastolatków wymieniała świąteczne bony, a ona stała przy głównej kasie i z tego co zauważyłem parę tygodni temu została tutaj zastępcą kierownika. Wracałem prosto z lotniska i zamiast pędzić do domu, do ukochanej dziewczyny, to zastanawiałem się nad tym, czy otworzyć drzwi, czy jednak dać sobie spokój. Co zrobiłby Daniel Andre Tande osiem lat temu? To samo co teraz. Ruszyłem w kierunku działu pop i szukając jakiejkolwiek płyty natrafiłem na nastolatkę, która z radością chwyciła ostatnią sztukę płyty z pomarańczowym tłem. Przez chwilę udawałem, że jestem zainteresowany nowymi pozycjami znajdującymi się na górnej półce. Chciałem kupić coś na przeprosiny dla Any, która wydzwaniała do mnie od rana; tylko, że ja chciałem spędzić ten cały tydzień z ogromną dawką adrenaliny, z dala od niej. Zajmując trzecie miejsce na Willingen Five 2018 postanowiłem pokazać dziewczynie, która obecnie poprawiała słuchawki na każdym stanowisku, że jestem, istnieję i chcę pojawić się od nowa w jej życiu. Podchodząc do niej wcisnąłem w kieszeń obcisłych spodni kartkę z tym samym życzeniem, co podczas ostatniego spotkania. Chodź tam, gdzie zawsze było przepustką do przeszłości, której pragnąłem bardziej od gier, konkursów, rodziny, pocałunków blondynki czy nawet zwykłego spaceru. Przepuszczając w wyjściu kobietę z wózkiem zobaczyłem przeskakującą ją przez ladę z kurtką moro i dotarły do mnie groźby szefa; wychodząc za mną równało się to z utratą stanowiska. Ponownie zobaczyłem iskierki w jej oczach, szybko dorównała mi kroku i łącząc moją dłoń ze swoją zaśmiała się cicho. 

-I znowu się pojawiasz Danielu Andre Tande. Moje gratulacje za odwagę, misiu. -zaczęliśmy biec w deszczu w kierunku jej mieszkania. 

-Chyba trafiłem w najlepszy moment, bo mam nadzieję, że Jakob nie przebywa teraz u ciebie. 

-Mój chłopiec szaleje teraz w Grecji, wraca do mnie za tydzień. Zostaniesz ze mną przez ten czas? 

-Nie mam innego wyjścia. Wyglądasz rewelacyjnie i znowu pachniesz szlugami -otworzyłem drzwi rozbierając ją już w korytarzu. -Uwielbiam to, mała. 

To była ta sama kobieta; dalej nie liczyła się z konsekwencjami, prawa nie traktowała poważnie. Nie przejęła się utratą wieloletniej pracy. Bez żadnych pretensji zrobiła mi tuż po szóstej tosty, twarożek ze szczypiorkiem i czarną kawę; przy tym paliła papierosa, a ja patrzyłem jak w popielniczce tworzy się wielki stos. Przeklinała głośno, kiedy oparzyła się malinową herbatą, niemiło wspominała liceum, a zdjęcie z Jakobem wrzuciła do komody. Była jeszcze bardziej niegrzeczna niż osiem lat temu. To była moja Alba.  

8.08.2018

prolog

Coś, co zacznę systematycznie pisać w przyszłości.
Coś, co wprowadzi was w świat Daniela i jego przyjaciółek.

🎀

Mieszałem powoli pomiędzy miodowymi, a czekoladowymi płatkami owsianymi, opierając cięższą niż zazwyczaj głowę na otwartej dłoni i oblizując z nawilżonych ust zimne mleko bez laktozy. Nie potrafiłem zebrać myśli; żyłem wczorajszym przyjęciem, które nie miało prawo się odbyć. Odkąd stałem się pełnoletni zakazałem mojej rodzinie kupowania tortów, prezentów od każdego z osobna i rzucania wśród życzeń niemającego najmniejszego sensu tekstu sto lat, kochany. Kto w tych czasach był w stanie tyle przeżyć? Sądziłem, że nikt, bo ludzi zabijało wszystko wokół, zaczynając od zdrad, kłamstw, złych wyborów na całe życie, a kończąc na nieuleczalnych chorobach, nieudanych operacjach czy uczuleniach na co drugi produkt znajdujący się w pobliskim supermarkecie. Wrzuciłem pełną miskę do zlewu, w którym znajdowały się zaschnięte naczynia i czekałem jak do kuchni wejdzie przemiła blondynka, pomruczy pod nosem, pokręci głową, a wracając z treningu cały dom znowu będzie świecił niewyobrażalną czystością. Przywitałem się z nią w pośpiechu, kiedy wiązałem sportowe buty dostarczone przed ostatnim miesiącem roku i zrozumiałem, że za kilka dni będę musiał świętować przez kolejną noc, którą powinien poświęcić na sen, maraton czytelniczy lub kilkugodzinne gry na konsoli mającej już swoje lata. Westchnąłem głośno na samą myśl wybierania bukietu, prasowania białej koszuli, komplementowaniu jej w nowej sukience, wypiciu co najmniej dwóch kieliszków wina, które chciałbym zamienić na chłodne piwo i spróbowaniu potraw przywiezionych przez catering chwilę przed moim powrotem. Nie minął rok naszego związku, a ja wiedziałem, że jestem z nią z przyzwyczajenia, które częściej wkradało się do małżeństw będących ze sobą przez długie lata. 

-Tylko wróć na obiad. - szepnęła przekręcając kurek z gorącą wodą, a w mojej głowie dalej wybrzmiewały jej wczorajsze słowa happy birthday, Daniel wypowiedziane z niepotrzebną słodkością.

-Zawsze wracam. - zaczesałem włosy do tyłu rozmyślając nad wizytą u fryzjera. -Chyba, że stracę pamięć w drodze do domu. 

-Nawet nie wolno Ci tak myśleć, skarbie. -rzuciła żółtą szmatkę na blat i podchodząc do mnie poprawiła mi kaptur od kurtki. -Kocham Cię, uważaj na siebie. 


***

Przemęczony po ostatnim treningu przed wyjazdem patrzyłem na połyskujący bilet lotniczy, a także kartę informującą o udogodnieniach w hotelu pięciogwiazdkowym znajdującym się w Zakopanem; w kraju, w którym mógłbym się urodzić, gdyby nie istniała rodzinna Norwegia. Lubiłem momenty tuż przed wschodem słońca, kiedy stałem na balkonie wpatrując się w śnieg i odpoczywając od codziennego krajobrazu powtarzając po cichu jedyne słowa znane z języka ojczystego Stocha, Żyły, Kubackiego, Huli, Kota czy Wolnego. Hamując przed skrzyżowaniem przypomniałem sobie z jakim trudem próbowałem się nauczyć odpowiedniej wymowy dzień dobry, dobry skok, dziękuję i przekleństwa, które przyniosło najmniej problemu. W zamyśleniu ledwo zatrzymałem się przed przejściem dla pieszych i nie mogłem uwierzyć w to, co widzę przed sobą. Przed moim samochodem przechodziła grupa kobiet; śmiały się, zajęte wysłuchaniem tej, która miała na sobie asymetryczną, szaroniebieską kurtkę, czarne muszkieterki i trzymała kurczowo dwie duże torby. Z przejęciem nie mogłem oderwać od nich wzroku. Minęło osiem lat odkąd widziałem wszystkie razem po raz ostatni, a one jedynie dojrzały do swojego prawdziwego wieku. Ruszając powoli zapamiętałem nazwę ulicy i wyjmując ze schowka niewielkie zdjęcie zaśmiałem się pod nosem, kiedy rozstając się z nimi fotograf zatrzymał mnie chwilę przed wyjściem przekazując ich ostatnią prośbę - one chcą powtórzyć zdjęcie, sorry, wyszło rozmazane. Gdybym w nocy nie musiał lecieć do Polski, zaparkowałbym samochód na zakazie lub niestrzeżonym parkingu, byle się spotkać, zagadać i usłyszeć z osobna ich melodyjne głosy przepełnione szlachetnym śmiechem. Odwróciłem fotografię i zerknąłem na pochyłe A, E, H, I, J, N, R, V zapisane czarnym atramentem.